Young couple on beach with laptop and cell phone

Jako, że dziś 1 maja – Święto Pracy, postanowiłam poruszyć temat mało oczywisty w kontekście związku. Teoretycznie praca (bo o niej ten wpis) i związek mają ze sobą niewiele wspólnego. Ten artykuł będzie tak naprawdę o priorytetach w życiu. Do jego napisania zainspirowały mnie historie kilku par, które przez nadmierne poświęcenie pracy przegapiły lub straciły coś ważnego w swoim związku. Chciałabym więc zachęcić Was do refleksji nad tym tematem.

Konflikt interesów

Jest wiele spraw i dziedzin, które pochłaniają nas na tyle, że odkładamy na bok dbanie o związek. Praca może stać się jedną z nich, tym bardziej, że jest nam niezbędna i od niej zależy nasz byt. Trudny rynek pracy, rosnące koszty życia, wymagania szefa, czasem wymuszają na nas konieczność poświęcania pracy więcej czasu, niż byśmy chcieli. Często widzę jednak inną sytuację: rodzina ma zapewniony byt i bezpieczeństwo finansowe, ale jeden lub oboje partnerzy chcą mieć więcej. Niekoniecznie chodzi o materializm czy skrajny konsumpcjonizm. To może być kupno mieszkania, budowa domu, lepszy samochód, wakacje za granicą, wyjazd na narty, rozrywka, gromadzenie oszczędności, itp. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko realizowaniu marzeń, ani przeciwko bogaceniu się. Ale jeśli staje się to pierwszym celem, do którego dążymy, to może zrodzić problemy dla związku.

Niektórzy z nas pracują więcej z całkiem racjonalnych powodów. Nie chcemy brać kredytu, nie chcemy pożyczać od rodziny, żona zostaje z dzieckiem w domu, a mąż utrzymuje rodzinę – więc myślimy: popracuję więcej przez dwa lata, wyjadę za granicę, wezmę jeszcze to jedno zlecenie i będziemy spokojnie żyć.

Walka o bliskość

Problem polega na tym, że nie da się zrobić stop-klatki i powiedzieć związkowi, żeby poczekał na stabilizacje finansową. Bliskość między dwojgiem ludzi musi być nieustannie podtrzymywana i budowana. Oczywiście jest możliwe utrzymanie satysfakcjonującego związku, nawet w rozłące. Możesz być żoną marynarza lub mężem astronautki i naprawdę mieć szczęśliwy związek. Ale wszystko ma swoje granice. W tym wypadku granicę wyznaczają subiektywne odczucia, a nie liczba dni czy godzin spędzonych osobno. Pary, które z racji zobowiązań zawodowych widują się rzadziej, muszą wypracować swój sposób na podtrzymanie bliskości, i wielu się to udaje. Jeśli jednak oboje jesteście nawet codziennie w domu, ale macie poczucie, że mijacie się, że oddalacie się od siebie, że wszystko inne jest ważniejsze, niż bycie razem, to jest prawdziwy problem i o tym chcę tu pisać. Często jest tak, że jedna ze stron wyraża niezadowolenie z tej sytuacji, alarmuje, narzeka, a druga osoba uważa, że to przesada, i że trzeba się „przemęczyć”. Oto historia pewnej pary, którą miałam okazję poznać.

Historia pewnej pary

Kasia i Tomek, to 32-latkowie, małżeństwo z 7 letnim stażem*. Pierwsze lata po ślubie każde nabywało doświadczenia zawodowego w swojej branży. Tomek z czasem zmienił pracę i zaczął zarabiać więcej. Mogli więc pozwolić sobie na więcej, ale też zwiększył się ich apetyt. W międzyczasie urodziło im się dziecko. Postanowili, że wybudują dom, ale nie chcieli brać dużego kredytu. Praca Tomka, dobrze płatna, wiązała się z wyjazdami. Bywały okresy, gdzie tygodniami nie było go w domu. Kasia opiekowała się synkiem, brakowało jej obecności męża. Kiedy próbowała zwrócić mu uwagę na swoje potrzeby , w odpowiedzi słyszała, że przecież on się stara i żyły sobie wypruwa. Dla niej, dla dziecka, dla nich. Kiedy ruszyła budowa domu, czasu było jeszcze mniej. Tomek musiał doglądać prac budowlańców, więc nawet jeśli był w domu, to wolne chwile spędzał na budowie. Robił to oczywiście dla rodziny. Kasia zaczęła coraz bardziej tłumić w sobie negatywne uczucia. Czuła się winna, kiedy chciała powiedzieć mężowi, jak bardzo samotna się czuje. Przecież tyle robił dla niej, poświęcał się… Zamykała się w sobie coraz bardziej i emocjonalnie oddalała od męża. Mijały miesiące, nadszedł czas przeprowadzki do nowego domu. Nie minęło wiele czasu, gdy Kasia oznajmiła, że poważnie myśli o rozwodzie. Tomek był w szoku. Nie rozumiał co się stało. Nagle ich małżeństwo zawisło na włosku. Tomek nie mógł uwierzyć, że robiąc tyle dla rodziny, tym samym rodzinę stracił.

(*historia Kasi i Tomka jest oparta na faktach, jednak imiona i szczegóły umożliwiające identyfikację opisanych osób zostały zmienione)

U Kasi i Tomka, podobnie jak u wielu par, musiał nadejść moment prawdziwego kryzysu, żeby zobaczyli, jak daleko w swoich priorytetach umieścili związek. Nie musisz jednak wyjeżdżać za granicę, ani budować domu, żeby finał historii okazał się równie gorzki. Wystarczy jakikolwiek powód, który sprawi, że będziesz zostawał/-a dłużej w pracy, będzie to trwało tygodniami lub miesiącami. Człowiek ma ograniczony zasób energii i czasu. Jeśli poświęcasz się pracy za bardzo, stracisz równowagę między innymi dziedzinami życia.

Masz wybór

Ktoś powie, że łatwo mi mówić, a przecież mamy trudną sytuację na rynku pracy i czasem trzeba zostać po godzinach lub wziąć dodatkowe zlecenie (gdy prowadzisz firmę). To prawda, ale jak wspomniałam powyżej, nie od tego zależy czy związek na tym ucierpi. Bardziej liczy się subiektywne poczucie partnerów, czy w takiej sytuacji są zadowoleni ze związku. Tu nie ma odgórnie narzuconych ram.

Jeśli musisz dużo pracować i czujesz, że związek na tym traci, pamiętaj, że na wiele decyzji zawodowych masz wpływ. Można szukać nowej pracy, można próbować inaczej dogadać się z szefem. Nie masz kwalifikacji, żeby zmienić pracę? To je zdobądź. Życie i tak kiedyś cię do tego zmusi. To trudne? Pewnie tak, ale stawką jest utrzymanie lub strata małżeństwa lub rodziny. Wybór należy do ciebie.

Opowieść mima

Najbardziej znany polski mim, Ireneusz Krosny, również stał przed podobnym dylematem. Słyszałam jego historię, gdy jeszcze jako studentka poznałam go na spotkaniu chrześcijańskiej organizacji studenckiej. Mim przemówił dla nas i pokazał, jakie wartości przyświecają mu w pracy i życiu . Oto jego opowieść:

“Gdy po raz pierwszy występowałem w Ameryce poprosiłem organizatorów, by w ramach wynagrodzenia zamiast pieniędzy mój spektakl został zrecenzowany przez zawodowych krytyków. I tak się stało. Występ odbywał się w Chicago i po nim otrzymałem prestiżową “Critics’ Choice” – nagrodę krytyków gazety “Chicago’s Leader”. Uznali oni, że mój występ był najciekawszym wydarzeniem, jakie odbyło się wtedy w Chicago. Zaowocowało to tym, że podczas moich kolejnych występów teatry zaczęły się wypełniać po brzegi, a ja dostawałem coraz to nowe zaproszenia do Ameryki. Po jakimś czasie pojawiła się propozycja półrocznego tournee po USA, od wybrzeża do wybrzeża. Tyle tylko, że akurat na początku tego tournee miało mi się urodzić drugie dziecko. Miałem więc do wyboru: zostawić żonę na pół roku, z porodem, pierwszymi miesiącami po porodzie oraz dwójkę dzieci do opieki i samemu robić karierę w Ameryce, albo powiedzieć: “niestety, nie mogę teraz pojechać do Ameryki”. Powiedziałem Amerykanom “nie”. A oni się pytają:

– Ale dlaczego nie?

– Nie mogę, bo w tym czasie moja żona będzie rodzić drugie dziecko.

– To zabierzemy ją na Florydę do najlepszego szpitala.

– Ale ona nie będzie tam miała nikogo bliskiego.

– To wynajmiemy jej dwie niańki do dzieci.

– Ale ona nie wychodziła za niańki, tylko za mnie.

– To o co Panu chodzi? O pieniądze?

– Nie, nie chodzi mi o pieniądze. Jedynie o to, abym był przy żonie wtedy, kiedy zaczyna się nowe życie, kiedy jest dla niej najtrudniejszy okres.

Nie mogli tego zrozumieć, mówili:

– Proszę Pana, jak Pan zrobi to półroczne tournee, to zarobi Pan tyle, że potem może Pan przez pięć lat siedzieć z żoną w domu.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale ja nie wiem, czy wtedy będę jeszcze potrzebny.

I odmówiłem. Taka okazja po raz drugi oczywiście mi się nie powtórzyła. Mogłem zostać słynnym mimem w Ameryce i kto wie, co by się działo. Nie zostałem. Ale nie żałuję. Moi koledzy artyści, którzy w podobnych sytuacjach do mojej dokonywali innych wyborów, co prawda zrobili wielkie kariery, ale przeważnie są już po dwóch czy trzech rozwodach. Czy oni tak planowali? Absolutnie nie. Każdy z nich, gdy obiecywał pierwszej żonie, że zwiąże się z nią na zawsze, faktycznie tak myślał. Tylko co się potem działo? Otóż zwyczajnie, w którymś momencie, pojawiała się jakaś bardzo atrakcyjna propozycja, potem kolejna jeszcze ciekawsza, lepiej płatna i bardziej prestiżowa, potem jeszcze kolejna. I oni za każdym razem kalkulowali sobie: “To już naprawdę ostatni raz, ale jeszcze z tej propozycji skorzystam, nie mogę przecież przepuścić takiej okazji”. Tylko że gdy tak postępujemy, gdy z powodu pracy brakuje nam czasu dla rodziny, to rozwód nie jet już potem życiową tragedią a jedynie potwierdzeniem faktu, że żyjemy osobno. Po prostu takie są bezwzględne fakty, które po pewnym czasie trzeba jedynie sformalizować. Nie da się powiedzieć: będę mężem, tylko że mnie nie będzie. Będę ojcem, tylko że mnie nie będzie. To jest całkowicie niemożliwe”.

(Ireneusz Krosny, fragment książki “Laboratorium miłości. Tom 2: Po ślubie”)

Jak tego uniknąć?

Zacznijmy od podstawy: każda para powinna decyzje zawodowe podejmować wspólnie. Myślisz, że twoja praca i rozwój zawodowy to tylko twoja sprawa? Odkąd jesteś w związku, już nie. Każda twoja decyzja ma wpływ na życie drugiej osoby i na waszą relację. Dlatego wspólne decyzje i ustalanie priorytetów to podstawa.

Po drugie: bądźcie szczerzy przed sobą i rozmawiajcie zawsze, gdy ktoś nie czuje się zadowolony ze związku. Ale rozmowa nie ma polegać na przerzucaniu się argumentami typu:
Ona: „Jestem nieszczęśliwa, wiecznie się mijamy.”
On: „Nieprawda, nie przesadzaj. W zeszły czwartek byłem w domu.”

Prawdziwa rozmowa zakłada, że szczerze chcemy wysłuchać drugą osobę i zrozumieć dlaczego jest jej źle. Nawet jeśli nie do końca rozumiemy jej punkt widzenia, możemy i powinniśmy zaakceptować, że takie są jej emocje i pogląd na sprawę. Nie uda ci się zmienić uczuć drugiej osoby. Przekonywanie jej, że nie jest tak źle, że przesadza, pogorszy tylko sytuację. Uwierz terapeucie 😉

Po trzecie: wypracujcie konstruktywne rozwiązanie. Czasem jest to trudne, ale zwykle możliwe. Przykładowo, jeśli chwilowo zmiana pracy jest nierealna, pomyślcie nad tym, co możecie zrobić, żeby czuć, że jesteście dla siebie ważni? Może to być ustalenie jednego wieczoru w tygodni tylko dla was? Może da się dwa razy wracać wcześniej z pracy, albo zorganizować się tak, aby nie przynosić jej do domu? Można zaoszczędzić czas, robiąc rzadziej zakupy, wynajmując na wieczór opiekunkę do dziecka, rezygnując jeden raz w tygodniu z angielskiego, oglądania serialu, a nawet ze sprzątania czy prasowania… Zdziwieni? Pomyślcie, co jest waszym priorytetem. Jeśli chwilowo nie możecie mieć wszystkiego, musicie wybrać to, co ważniejsze. Taka jest brutalna prawda i uważam, że większość z nas stosuje wymówki. Prawdziwy kryzys finansowy, kiedy trzeba poświecić wszystko, aby przetrwać, zdarza się, ale zwykle nie jest permanentny. Poza tym wyjątkiem, wybór naprawdę należy do was.

Drugie dno

Może być też tak, że w głębi duszy czujecie, że wolicie robić inne rzeczy, zajmować się pracą czy hobby, zamiast być z partnerem. To jest poważny sygnał ostrzegawczy, że w związku dzieje się coś złego. To może być pracoholizm, ale to może być też zwykła ucieczka od problemów w relacji. Jeśli nie zajmiecie się tym na poważnie, prędzej czy później problem narośnie i stanie się brzemienny w skutkach. Nie próbuję nikogo straszyć, z doświadczenia wiem, że tak to po prostu działa. Sugeruję, żeby poważnie porozmawiać ze sobą, jeśli zależy wam na relacji. Czasem w takich sytuacjach potrzebna jest terapia. Ale szczera rozmowa jest zawsze podstawą.

Tak czy inaczej, praca jest ważną dziedziną życia, podobnie jak związek. Kiedy układa się nam w obu tych sferach, mamy poczucie spełnienia i zadowolenia. Dobra wiadomość jest taka, że można z sukcesem pogodzić jedno z drugim, ale z całą pewnością wymaga to mądrych wyborów, refleksji i współpracy.

Jakie są Wasze doświadczenia? Jak można pogodzić pracę z życiem rodzinnym? Zachęcam do dzielenia się Waszymi sposobami na budowanie bliskości i czas dla partnera – możecie realnie pomóc innym parom, które borykają się z tym tematem.